środa, 15 maja 2013

Rozdział 1

                                                    Margaret

Wspięłam się po schodach, i z drugiego końca szkolnego korytarza zobaczyłam skuloną postać mojej najlepszej przyjaciółki, Nathalie Stewart. Siedziała na ławeczce przed klasą.
  - Cześć, Nat - powiedziałam, rzucając plecak na podłogę i siadając koło Nathalie.
  - Hejka - odparła, wyraźnie przybita. Obie nie miałyśmy łatwego życia. Ojciec Nathalie zginął w wypadku samochodowym 10 lat temu (Nat miała wtedy 8 lat), a matka rozpiła się. moi rodzice nie byli rozwiedzeni, ani nic takiego... Ale byli  nie do wytrzymania! Dwie sekundy spóźnienia - dwa tygodnie szlabanu! Jezu Chryste, nie szło z nimi wytrzymać! Za to kompletnie odlecieli, kiedy dowiedzieli się, że nie przepuścili mnie i Nat do 3 klasy liceum. To był totalny odjazd. Czy oni sądzą, że wyrosnę na Einsteina? Nigdy nie miałam dobrych ocen, nic dziwnego, że nie zdałam.
  - Co się stało? - spytałam, przytulając przyjaciółkę.
  - Moja matka... Okropnie się wczoraj pokłóciłyśmy. Wiesz co? Najchętniej uciekłabym z domu! - wycedziła ze złością. Rozpromieniłam się. Podsunęła mi idealny pomysł.
  - No to ucieknijmy razem! Ja też mam dość moich starych. - oznajmiłam.
  - Myślisz, że to się uda? - zwątpiła Nathalie.
  - Możemy wcisnąć im kit, że idziemy na przyjęcie z nocowaniem do Poppy! Zanim się skapną, że ich nabrałyśmy, będziemy daleko! Co o tym myślisz? - zapaliłam się.
  - No cóż, może być fajnie - powiedziała z namysłem Nathalie, nawijając na palec kosmyk rudych włosów. Jednak przemyślenia przerwał nam dzwonek na francuski. Reszta klasy, wszyscy młodsi o rok (17 lat), już się zebrali. Ja także wstałam i zarzuciłam plecak na jedno ramię. Nathalie podniosła się z ociąganiem i powlokła się do do klasy, zajmując miejsce w ostatniej ławce, gdzie siedziałyśmy razem. Wyrzuciłyśmy książki i zeszyty z plecaków i przecierpiałyśmy jakoś tę nudną lekcję. Na przerwie wyszłyśmy na schody przed szkołą i usiadłyśmy na najwyższym stopniu.
  - No to jak, zrywamy się z lekcji? - spytałam.
  - Jasne! - Nathalie ożywiła się i pognałyśmy z powrotem do szkoły po plecaki, a potem wymknęłyśmy się ze szkoły. Poszłyśmy do parku, plecaki odłożyłyśmy na trawę i usiadłyśmy na ławeczce, jak jakieś menelowate zule spod Tesco.
  - No to jak myślisz, gdzie powinnyśmy uciec? - spytałam.
  - No nie wiem - Nathalie zamyśliła się. Podparła podbródek ręką  - Z jednej strony to genialny pomysł, ale z drugiej... matka potrzebuje mojej opieki, bo mamy tylko siebie! No i jest jeszcze Amy, ma dopiero osiem lat! Mieszka u babci, ale strasznie to przeżyje!
  - No wiem. Ale ja sądzę, że mogłybyśmy w sumie uciec... Tak na krótko! No proszę! - namawiałam. Przecież to perfekcyjny plan. Co mogłoby pójść źle? Mimo to Nathalie nadal miała wątpliwości. Zerknęłam na zegarek w komórce. 14:52. O rany! O 14:50 miałam juz byc w domu.
  - Nat, spadam. Muszę iść. Jutro się spotykamy, co nie? O 13:00 w parku? - spytałam, chwytając plecak. Nathalie kiwnęła głową a ja szybko ruszyłam do domowego piekła, które już szykowali mi rodzice...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz